środa, 20 października 2010

005 Być animagiem


Tak sobie myślałam, czy by kiedyś nie zostać animagiem (czarodziejem, który może zmieniać się w zwierzę bez użycia różdżki). Jak o tym myślałam, pomyślałam o Syriuszu, który w końcu zamieniał się w psa. I o Lupinie, tyle, że on nie był animagiem, tylko wilkołakiem i zmieniał się niezależnie od swojej woli. Pozostał jeszcze Glizdogon i tata Harry'ego. Ciekawa jestem, jakie to uczucie tak się zmieniać. Zaczęłam rozmyślanie na temat tego, kiedy dzisiaj profesor McGonagall zamieniła się w kotkę, jak zwykle na lekcji Transmutacji.

Jeśli chciałabym być animagiem, to chyba zamieniałabym się w królika, albo puszka pigmejskiego. To takie słodkie zwierzęta. No właśnie, skoro mowa o zwierzętach, bym musiała iść nakarmić Arnolda. Wszyscy śmieją się z jego imienia, a przecież to takie samo imię jak Świstoświnka, które wymyśliłam dla maleńkiej sówki Rona. 

Zrobiło mi się smutno, kiedy pomyślałam o Syriuszu, i o tym, że nie zobaczę już jego uśmiechniętej twarzy, kiedy Harry był u niego. To straszne, kiedy człowiek został zesłany na 12 lat do Azkabanu (więzienie czarodziejów), kiedy jest się niewinnym człowiekiem! Kiedy uciekł, chciał zabić Pettigrew, a nie Harry'ego. No i ukrywał się potem, razem z Hardodziobem w Grimmuald Place 12, jego rodzinnym domu, którego nienawidził. No i do tego siedział tam sam, w tym pustym domu, gdzie mieszkał przez 16 lat. Wrócił tam i nie wychodził z niego choćby na sekundkę (na polecenie Dumbledore'a), ponieważ ktoś mógłby go rozpoznać. Ciekawe, jak to jest, kiedy tak nagle postać się zmienia, takie puf i jest się zwierzęciem.


***

Ron się do mnie odzywa. Obraził się za to, że powiedziałam mu prawdę? Za to, że mam własne zdanie, i że to moje sprawa, co robię i z kim co robię? Jak go zobaczyłam, minę miał, jakby ktoś piorunem w niego strzelił, albo go spetryfikował. Przyleciała Świstoświnka do wspólnego pokoju z wiadomością dla Rona. Dziewczynki z 1 roku zaczęły się nią zachwycać, a Ron, jak oparzony, zaczął wrzeszczeć na nie i na Świstoświnkę. To wszystko jest żałosne.


***

Godzinę temu mieliśmy trening. Harry znowu dał nam popalić, i słusznie. Teraz zamiast Katie gra Dean i trzeba go przygotować do dobrej gry. Nie wiedziałam, że on jest taki dobry! A McLaggen znowu próbuje się wkręcić do drużyny. Ostatnio widziałam go, jak rozmawiał z Harry'm, a oboje nie mieli zbyt pogodnych min. Pojawił się na stadionie i krytykował nasz trening. Harry dawał nam wskazówki, a on przekrzykiwał go i krzyczał co innego, przez co nasi pałkarze trafiali tłuczki nie w tę stronę, co trzeba. O mały włos nie dostałam tłuczkiem prosto w twarz. Po skończonym treningu, Harry powiedział do nas:

- Jesteście świetną drużyną. Cieszę się, że to właśnie wy jesteście w tegorocznej drużynie. Kiedy wróci Katie, ty Dean - zwrócił się do niego. - Niestety będziesz musiał odejść, ponieważ tylko ją zastępujesz. Ale zauważyłem, i to już dawno, że naprawdę jesteś świetnym graczem. A teraz do wszystkich: proszę, abyście nie słuchali tego durnia McLaggen'a, mimo, że ciągle coś do was krzyczy. Skupcie się na tym, co wam powiedziałem i tyle. Na dzisiaj koniec, dziękuję bardzo. - zakończył.

Kiedy się przebrałam, Dean objął mnie ramieniem i wyszliśmy z szatni. Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie na szatni, i znowu zauważyłam, że Harry mi się przyglądał. Ostatnio nie jestem pewna swoich uczuć, co do Harry'ego. Owszem, podobał mi się on odkąd pierwszy raz zobaczyłam go na stacji King's Cross, ale przecież on tylko tak się patrzy, nie patrzył tylko na mnie.. A jeśli tak? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Chyba pójdę do Hermiony, ona zawsze mi pomoże.
Pandora/Ginny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy