niedziela, 11 grudnia 2011

018 Czas zwierzeń


   Wieczorem udałam się do tego głupiego składziku, by odbyć ten niezbyt sprawiedliwy szlaban... No bo żeby za własne zdanie karano szlabanem? No dobra... troszeczkę, odrobinkę przesadziłam i żeby podkreślić swoją wypowiedzieć użyłam ładnego, niecenzuralnego słowa. Tylko jeden raz. No dobra, dwa. 
   Maks okazał się całkiem spoko chłopakiem i dzięki niemu w sumie nie było aż tak źle. 
   Ale od początku. Weszłam do sali wróżbiarstwa i otworzyłam drzwi znajdujące się na końcu sali, tuż za fikuśną firanką koloru jaskrawego. Odór był straszny, widać było, że od lat nikt w nim nie sprzątał. Śmierdziało tam starością, olejkami, świecami, w powietrzu latał sam kurz... Poszłam kawałek bliżej i drzwi się zamknęły. No, fajnie, zatrzasnęłam się w środku. Idę dalej, szukając jakiejś świecy i nagle  - BUM - zderzyłam się z Maksem we własnej osobie. Musiał już tu wcześniej przyleźć... Straciliśmy równowagę i upadliśmy, a on na mnie. Hm, niezły początek znajomości. Szybko, jak na uprzejmego i kulturalnego człowieka przystało, chłopak podniósł się i podał mi rękę, aby mnie podciągnąć.
   Wymamrotałam jakieś przeprosiny, ale on nie chciał o tym słyszeć, że nic się nie stało. Okej. Zapalił świece i usiadł na jakimś dziwnym, brązowym fotelu i mogłoby się wydawać, że ma zamiar tylko siedzieć, ale jak podeszłam bliżej, zobaczyłam, że ma jakąś kartkę a tam wskazówki dotyczące naszej pracy. Ja takiej nie dostałam; czy mi nie można zaufać?
   Na początek zabraliśmy się do zdjęcia tych okropnych firanek i falbanek pokrywających całe pomieszczenie - od razu zrobiło się mniej duszno. Wyrzuciliśmy je do wielkiego kubła, która leżało pod ścianą, a chwilę potem leżał tam jeszcze stary, śmierdzący dywan. 
   Następnie znalazłam w szafie jakieś stare księgi, które mieliśmy tam zostawić. Szybko odkurzyłam szafkę zaklęciem i usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, po czym głos Maksa:
   - Ginny, obróć się!
   Cross wyglądał jak Trelawney, ale twarz miał swoją, włosy też. Ubrany był w jedną z jej kiecek, w jakimś fikuśnym szalu z kwiatami i wielkimi, czarnymi okularami. Wybuchnęłam śmiechem i także zapragnęłam się przebrać. Tak spędziliśmy połowę czasu - na przebierankach za naszą kochaną, wręcz najlepszą nauczycielkę, której przedmiot po prostu kocham. Jak ja pięknie potrafię kłamać.
   Tarzaliśmy się ze śmiechu i opowiadaliśmy sobie o wszystkim, co nas w niej drażni, aż przeszliśmy na tematy bardziej intymne: o rodzinie, o życiu... A ja zaczęłam gadać o Potterze. Kurde. Co we mnie wstąpiło? Ledwo się poznaliśmy, a już rozpoczęłam temat Pottera? Hm. Maks był bardzo rozmowny i widać było, że chyba potrzebował jakiejś rozmowy z kimś, bo sam w końcu się otworzył i opowiadał o swoich problemach z rodziną i z... pewną dziewczyną. Nie, to nie Hermiona.
   Czy właśnie zdobyłam nowego przyjaciela w jeden dzień? Tfu, w parę godzin? Czy to jakiś rekord? Jakby się tak zastanowić, Maks jest inny. Nie jest towarzyski, ale potrzebuje kontaktu z ludźmi, rozmowy - na przerwach nie jest zbyt gadatliwy. Powiedział, że coś we mnie jest; coś, co sprawia, że ludzie się otwierają i zaczynają mówić. 
   Jakie to miłe uczucie, słysząc takie słowa. Kiedy nawijałam o Harrym Maks powiedział wówczas, abym nie traciła okazji, bo druga może nie nadejść i wie to z własnego doświadczenia.
   Polubiłam go. Coś czuję, że nieraz jeszcze będziemy rozmawiać, ale mam wrażenie, że wszystko jakby za szybko się dzieje, no nie? Ale, szczerze mówiąc, Maks dał mi dużo do myślenia. Nie tracić okazji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy